Mindaugas
Odwiedziłam niedawno litewskiego przyrodnika Mindaugasa Lapelė (czyli liska) i jego psa Pipirasa (czyli pieprza). Mieszkają sobie we dwóch w Mereczy (Merkinė) - miejscowości, której nie omijajcie, podróżując po Litwie. Królowie przejeżdżali tędy, pędząc z Warszawy do Wilna. A Władysławowi IV Wazie tu się wzięło i zmarło. I nic w tym dziwnego. Wielu by chciało opuścić tej świat w tak pięknym miejscu. I takie wspomnienie o tym łez padole zachować sobie w zaświatach.
Pan Mindaugas był jedną z pierwszych osób, które kiedyś tłumaczyły mi, jak działa las i że las to nie tylko deski: "Sosna może rosnąć dwieście, trzysta lat. Potem jej gałęzie opadają, ale drzewo stoi jeszcze kolejnych sto. Wreszcie pada na ziemię i może próchnieć jeszcze i przez wiek, w zależności od tego, na jakie podłoże upadnie. Tymczasem na Litwie wycinamy sosny, jak dożywają zaledwie lat stu. To trochę tak, jakbyśmy zabijali człowieka po trzydziestych urodzinach".
I o bioróżnorodności: „W sośnie najciekawsze rzeczy zaczynają się dziać wtedy, jak drzewo przekroczy setkę. Pojawiają się na nim gniazda os, różne gatunki żuków zmieniają się tak, jak kolejne roczniki studentów w akademiku. Poza tym orły robią gniazda wyłącznie w starych lasach!"
A potem dowala filozoficznie: " Czy byłoby dobrze, gdyby społeczeństwo składało się wyłącznie z trzydziestolatków? My – ludzie starzy – mniej mówimy, więcej pierdzimy i zużywamy więcej dwutlenku węgla. Nie jesteśmy więc potrzebni? Może powinno się nas wywieźć do lasu?"
Uwielbiam go słuchać. Jest niczym Gangalf, co siedzi na pniu drzewa i snuje opowieści. A Pipiras jest nieustraszonym psem, którego w Mereczy znają wszyscy. Kiedy się idzie przez miasteczko, wołają: "Pipirai! Pipirai!" Pan Mindaugas współtworzy Sengirė / The Ancient Woods - fundację próbującą odrodzić w Litwie stare lasy. A odradza się je prosto: zostawiając je w spokoju.